piątek, 8 marca 2013

Nothing really matters, anyone can see


Budzisz się.
Powoli rozchylasz powieki. Hałas jaki wydaje światło oszałamia cię. Nie wolno ci wrócić do łóżka i spać dalej.
Odradzasz się.
Dostrzegasz jakąś iskierkę, nazywasz to nadzieją. Wstrząsasz się. Co popycha cię do życia? Przecież w tym błogim bezruchu, w tej pustce, która cię ogarnęła było ci tak dobrze. Czemu znów chcesz wstać i iść naprzód? Skąd ta siła by pokonać odrętwienie i znów zapełnić otchłań powstałą podczas umierania?
Wiara?
Sam nie wiesz w co wierzysz.
Nadzieja?
Jaka nadzieja?! Z całą pewnością mogę cię zapewnić, że znów ktoś cię śmiertelnie pokaleczy.
Miłość?
Właśnie odeszła. Wróci, to pewne, ale czy znów nie okaże się tylko złudzeniem?
Więc co?
Tak, jestem przyczyną. To prawdopodobne. Przywracam cię do życia, bo bez ciebie nie mogę funkcjonować. Prawda. Nie możesz mi się oprzeć, bo moje spojrzenie na świat jest racjonalne i logiczne. W mojej rzeczywistości nie ma skomplikowanych emocji. Tylko czy jestem przez to szczęśliwszy?
Oddychasz.
Twoje wdechy są coraz głębsze jakbyś chciał wynagrodzić ciału czasowy brak życia. Coraz głębiej, mocniej, szybciej. Już nie myślisz o niczym. Utonąłeś w chęci życia. Świat powoli ale intensywnie nabiera kolorów. Masz ochotę na żółty i pomarańczowy. Łączysz czerwień z czernią. Wydaje ci się to właściwe. Postanawiasz, że już nigdy więcej nie dasz się tak potraktować. Nie zaufasz już tak łatwo, bo już nie jesteś taki jak wcześniej.
Łudzisz się.
Znowu ktoś wbije w ciebie nóż. Brutalnie zgwałci i boleśnie połamie. Nie, nie chce zabierać ci świeżo odzyskanej radości. Chcę dla ciebie jak najlepiej. Chcę cię przestrzec, tyle. Najgorsze jest to, że wiesz, że mam rację. I nic nie możesz na to poradzić. Taki jesteś i się nie zmienisz. Ludzie to potwory nienawidzące same siebie. Jesteś wśród nich przez pomyłkę.
Nie.
Jesteś by dać im złudzenie. Ktoś ulitował się nad tymi stworzeniami i dał im ciebie, by myśleli, że nie są tacy źli. Że są zdolni do dobrych czynów.
Śmiejesz się z moich słów. Ty czujesz to inaczej. Rób jak uważasz.
Wstajesz, mówisz światu "dzień dobry" i ruszasz przed siebie.

1 komentarz:

  1. Piszesz, że miłość zawsze powraca i jest złudzeniem, co nakierowuje czytelnika na same odczucia autora. Piszesz o brutalności ludzkich relacji, o groźbie skaleczenia... a mimo to, bohater tego tekstu kieruje się naprzód, nie poddaje się. Co nim kieruje? Co każe mu wstać nawet jeśli nadal krwawi? Byłoby miło, gdybyś rozwinęła ten tekst i zastanowiła się, co napędza bohatera. (Czy chęć dawania innym tego złudzenia?)

    CZEKAM NA WIĘCEJ :D

    OdpowiedzUsuń