poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Pałac pamięci

Zanurzony w swoich myślach, mechanicznie przemierzasz miasto. Duchota i gorąco sprawiają, że po twojej skórze spływają słone kropelki potu. Rytmicznymi krokami wzburzasz kurz, pył osiada ci na butach. Czujesz suchość w nosie, gardle, na języku. Przełykanie staje się nieprzyjemne i sprawia ci trudność. Myśli wirują ci w głowie, jakby w poszukiwaniu cienia. Plątanina muzyki, słów obrazów smażąca się, skwiercząca, drgająca w żarze. Nie możesz tego wyłączyć. Wycofujesz się w głąb, odcinasz od hałasu, skupiasz się na potrzebie skrycia w cieniu i wypicia wody. 
Idziesz chodnikiem. Szare, cementowe płyty nagrzane słońcem palą cię w stopy, pomimo zakurzonych butów. Przechodzisz przez najzwyklejsze osiedle, pełne domków jednorodzinnych, nierównych płotów, rozpadających się bram, zasuszonych ogrodów. Wszystkie są takie banalne, ociekające powierzchownym szczęściem. Każdy z nich tworzy ułudę miłości, więzi rodzinnych, ułożonego życia. Sprawiają wrażenie otwartej przyjaźni, swobodnej gościnności. Tak naprawdę odgrodzone są od siebie barierami silniejszymi niż chybocące się płoty. Pozamykane wnętrza beznamiętnie obserwują obcych, schronienie oferując jedynie zaufanym znajomym. Ogrody kuszące jednością z naturą i światem, oddzielone od siebie tworzą malutkie, indywidualne krainy z własnymi tajemnicami. 
Czujesz się samotny, niechciany, opuszczony, odgrodzony, odrzucony. Wypchnięty poza zamknięcia zostałeś przytłoczony wolnością. Marzysz o otwartych drzwiach, o domu, którym zachwycisz się, ale jednocześnie delikatnie zmienisz, by miał również cząstkę ciebie. Snujesz się zdesperowany w upale cichymi i pustymi ulicami.
Coś przyciąga twoją uwagę. Nie wiesz, czy to obietnica chłodnego wytchnienia, oryginalność budynku czy poczucie okazji, której nie możesz zmarnować. Zatrzymujesz się przy starej, zaniedbanej, drewnianej furtce. Przed tobą rozciąga się imponujący widok. Ogród pełen ziół i wysokich traw, kilka starych i skarlałych drzew owocowych rosnących w pewnej odległości od siebie. Pod wyjątkowo rozłożystą jabłonią skrywa się ławeczka, na której wyleguje się czarny kot. Wąska ścieżka prowadzi do okazałego domu z ciemnego drewna. Sprawia wrażenie starego, lekko zaniedbanego, ale fascynującego. Jest piętrowy, przyozdobiony wieżyczką z lewej strony. Duże okna nadają lekkości budowli, pojedyncze witraże dodają blasku i radości, białe firanki dają wrażenie przytulnego bezpieczeństwa i bajkowej romantyczności. W oknie wieżyczki czytając książkę siedzi młoda, piękna dziewczyna. Patrzysz na nią oniemiały i pełen wątpliwości. Twój natarczywy wzrok przyprawia ją o dreszcz, przez co podnosi głowę znad lektury i spogląda na ciebie. Macha do ciebie i zachęca do wejścia. 
Nie masz wątpliwości. Chwilę mocujesz się z furtką i raźno wchodzisz na ścieżkę. Zapach ziół lekko cię odurza. Dziewczyna nie poruszyła się, nadal z lekkim uśmiechem obserwuje twoje ruchy. Im jesteś bliżej, tym lepiej ją widzisz. Ma ciemne, gęste, kręcone włosy, które niesfornie sterczą jej dookoła dziecięcej twarzyczki. Duże, ciemne oczy nie odrywają się od twojej twarzy, uważnie badając każdy jej szczegół. Jesteś zaintrygowany.
Śmiało popychasz duże, dwuskrzydłowe drzwi i wchodzisz do przyjemnie chłodnego wnętrza. Hol jest duży i jasny, naprzeciwko ciebie skręcają się sosnowe schody na piętro. Podłoga jest strasznie zakurzona, nie widać koloru płytek. Co dziwniejsze, nie ma śladu kroków, jak gdyby nikt od bardzo dawna się tu nie kręcił. 
Dziewczyna nie schodzi, by się przywitać, więc postanawiasz się trochę rozejrzeć. Skręcasz w pierwszy pokój od lewej i trafiasz w dziecięcy rozgardiasz. Mnóstwo rozsypanych zabawek, porcelanowych lalek i pluszowych misiów przemieszanych z klockami i kredkami. Ostrożnie stawiasz stopy, by na niczym się nie poślizgnąć. Ściany pokryte są kolorową, pogodną tapetą, lampa imituję biedronkę. Na regale w równych rzędach stoją książki. Bajki z różnych krańców świata, pięknie lub kiczowato ilustrowane. Oraz cały regał atlasów przyrodniczych z ogromnymi zdjęciami dzikich zwierząt. Przeglądasz je z dobrotliwym, rozmarzonym uśmiechem. Idziesz dalej.
Kolejny pokój nie jest już tak infantylny. Tym razem ściany zakryte są plakatami z przeróżnymi postaciami, krzyczącymi lub zalotnie się uśmiechającymi. Na bałagan składają się sterty ubrań, pudeł i papierów. Rozbite lustro straszy z ciemnego kąta. Na dużym łóżku, nakrytym puchatą kołdrą, leżą podarte zdjęcia i nadpalone pamiętniki pełne gniewnych słów. Nie czujesz przyjemności z przebywania w tym pokoju, echo nastoletniego bólu nadal jest wyczuwalne. Przechodzisz dalej.
Szok. Strach i instynktowna chęć ucieczki. Pokój jest przerażający. Wszędzie leży rozbite szkło, na niektórych kawałkach widać zakrzepłą krew. Ściany są podrapane, przeorane pazurami dzikiej bestii zamkniętej w klatce. Gdzieniegdzie wiszą obrazy przedstawiające potwory, mroczne zaświaty, abstrakcyjne bestie. Strach i śmierć w różnych konfiguracjach. Część obrazów pospadała, stoją więc na ziemi oparte o ścianę lub leżą ilustracjami do dołu. Ruszasz ostrożnie, przejęty bólem i złością tego miejsca. W kącie coś intrygująco majaczy. Podchodzisz bliżej, cofasz się gwałtownie, z przejęcia nie możesz złapać oddechu. Patrzysz na trzy słoje pełne gęstej cieczy, w której pływają ludzkie narządy. Mózg, serce, genitalia. Mdli cię i czym prędzej wybiegasz z pokoju. 
Zaniepokojony i zagubiony, z pytaniami cisnącymi się na usta, wbiegasz po schodach. W popłochu, tylko pobieżnie oglądasz pokoje na piętrze. W pierwszym rośnie mnóstwo roślin, drzewek doniczkowych o potężnych liściach, pnących się bluszczy i szafek z ozdobnymi mchami. Powietrze jest tam gęste i bardzo wilgotne. Nie przynosi ulgi ani wytchnienia. Drugiego pokoju nie powstydziłaby się profesjonalna wróżka. Stół do seansów spirytystycznych, szklana kula stojąca na rozsypanych kartach tarota, pęki suszonych ziół zwisające z sufitu, mapa nieokreślonego gwiazdozbioru wisząca obok tabel numerologicznych. Duszący zapach kadzidła. Czarny kot, którego widziałeś w ogrodzie, leży rozciągnięty na regale obok książek o czarnej magii. Zniesmaczony idziesz do ostatniego pokoju, uzyskać jakiekolwiek wyjaśnienia. 
Trafiasz do biblioteki. Regały z książkami zaczynają się od podłogi i ciągną aż pod sufit. Właściwie w tym pokoju nie ma nic więcej. Książki są wszędzie. Te, które nie znalazły miejsca na półkach, stoją w stosach różnej wielkości na podłodze. Atmosfera jest specyficzna, w powietrzu czuć niezliczone opowieści i wynikające z nich mądrości. Czujesz ukojenie, które znika, gdy znajdujesz kanapę umieszczoną w wystawce stylizowanej z zewnątrz na wieżyczkę. Dziewczyny tam nie ma. Natomiast wygodnie rozparta na poduszkach, z książką na kolanach, siedzi duża porcelanowa lalka. Jej sztuczne, syntetyczne włosy pokrywa brud, duże, namalowane oczy widzą tylko pustkę. Tajemniczy uśmiech nie jest skierowany do nikogo konkretnego.
Padasz na kolana. Zanosisz się płaczem. Jesteś zdezorientowany i przerażony. Nie rozumiesz, jak mogłeś tak dać się nabrać. Nie wiesz, czy przypadkiem nie znalazłeś się w śmiertelnej pułapce. Łkasz spazmatycznie. Nagle czujesz coś ciepłego i miękkiego ocierającego ci się o plecy. Obracasz się i chwytasz  ręce czarnego kota. Tulisz twarz w jego lśniące, delikatne futerko. Jego obecność jest taka pocieszająca, optymistyczna, żywa. Spoglądasz w zielone oczy przedzielone pionową źrenicą i zbierasz swoje siły. Wtedy czarne futro zaczyna linieć, sierść wypada garściami. Kot zamyka oczy, skóra mu wysycha i kruszeje, drobne kostki spadają na zakurzoną, drewnianą podłogę. 
Rozglądasz się po pokoju. Książki zniknęły. Nagie ściany z ciemnego, przeżartego przez korniki drewna, rażą swoją surowością. Brudne, popękane okna prawie nie przepuszczają światła, które dostaje się do środka zniekształcone przez siatki pęknięć. Słyszysz terkot, gdy do twoich stóp toczy się główka lalki. Bez włosów, brudna i brzydka, z nieblaknącym, tajemniczym uśmiechem.
Wycofujesz się w panice. Dom zaczyna trzeszczeć, ściany pękać, kurz unosi się w powietrzu. Zbiegasz ze schodów, gwałtownie szarpiesz się z drzwiami wyjściowymi, w końcu wybiegasz do ogrodu, który jest martwy. Uschnięte drzewa straszą drapieżnymi gałęziami. Sucha trawa drażni i kłuje. Biegniesz jak najszybciej. Już zza furtko obserwujesz jak dom, którym się zachwyciłeś, o który chciałeś dbać i troszczyć się, w którym miałeś być szczęśliwy, rozsypuje się. Tumany kurzu na moment przysłaniają gorące słońce. Gdy opadną będzie można zobaczyć jedynie ruiny. 
Dałeś się zwieść iluzji, abstrakcji, wyobrażeniom. To co widziałeś, zawsze było tylko pustką.