czwartek, 7 listopada 2013

Miłość mojego życia

Twój zapach. Wszędzie. Otacza mnie ciasnym kokonem. Wdycham cię zachłannie, przyprawiając się o zawroty głowy. Chcę pamiętać.
Przyglądam ci się. Śpisz tak spokojnie. Jesteś taki piękny i męski. Dotykam twojej skóry. Czuję przyjemny chłód i wilgoć. Zlizuję twój pot z opuszków. Przesuwam językiem po podniebieniu, by twój smak dłużej pozostał mi w ustach.
Czuję miłość, namiętność i pożądanie. Jeszcze raz przesuwam dłonią po twoim ciele. Szmer paznokci przesuwających się po skórze przyprawia mnie o przyjemne dreszcze. Wyciągam się przy twoim boku, mrucząc jak rozleniwiony kot. Gładzę twój tors, silne ręce, całuję twoją twarz. Przeczesuję ci włosy palcami i delikatnie rozkładam je na poduszce. Przerzucam jedną nogę na twój drugi bok i siadam na tobie. Wyciągam ręce nad siebie i jeszcze raz przeciągam się z jękiem.
Wbijam ci paznokcie w pierś. Przebijam skórę i zanurzam palce we krwi. Nie reagujesz. Twoje ciało jest martwe.
Trup. Zwłoki. Szczątki. Padlina. Ścierwo.
Otworzyłam się przed tobą. Pokazałam twarz nieznaną innym. Podałam ci serce, które ze wzruszeniem przyjąłeś. Śpiewałeś o miłości i radości, jaką ci daję. Zachwycałeś się ciałem, umysłem, duszą. Tuliłeś, gładziłeś, całowałeś.
Spaliłeś nasze szczęście w słodkawych oparach. Pogrzebałeś miłość pod kwaśnym odorem alkoholu. Znudzony światem szukałeś rozrywek. Płakałam.
Byłam słaba i pozwoliłam ci odejść. Nie popełnię już tego błędu. Już zawsze będziesz przy mnie. Nie opuścisz mnie już nigdy.
Wyciągam palce z ran. Zlizuję twoją krew, tak słodką, tak smaczną. Wyciągam spod paznokci kawałki mięsa. Smakujesz tak dobrze. Chwytam za nóż. Ręce drżą mi z podniecenia. Nie wiem gdzie zacząć. Właściwie nie wiem, jak się do tego zabrać. Nigdy tego nie próbowałam. Dzięki tobie poznaję tyle nowych rzeczy kochanie. Wkładam czubek w ranę po paznokciu. Przesuwam ostrze ale skóra jest elastyczna, opiera się i walczy. Nie chce dopuścić mnie do twego ciała. Krew wylewa się się z ciebie czerwonym strumieniem. Drżę niespełniona.
Wyjmuję nóż i oddycham głęboko, by się uspokoić. Patrzę na twoją twarz i przepełnia mnie miłość. Wargi zaczynają nabierać bladoniebieskiego koloru. Zachłannie wbijam się w twoje usta, by ostatni raz zasmakować twoich pocałunków. Chcę pamiętać.
Zagryzam zęby. Ciepła krew tryska mi prosto w gardło. Odrywam mięsiste kawałki skóry. Wypluwam twoje wargi na otwartą dłoń i przyglądam się im z czułością. Krew spływa mi między palcami i po brodzie. Patrząc w twe szczerzące się do mnie zęby, wkładam twoje usta do swoich. Przeżuwam je zapamiętale, miażdżę je i rozdzielam na kawałeczki. Ślina miesza się z krwią. Zmieszana wydzielina skapuje mi z brody na nagi biust. Przecieram krople zakrwawioną dłonią, dodając tylko więcej brudu.
Naglę czuję potężny przypływ mocy. Twoja obecność, ze mną, we mnie, na mnie, staję się silna i przejmująca. Chwytam ponownie za nóż i rozcinam ci brzuch. Jelita wypadają na podłogę z cichym mlaśnięciem. Dopadam do rany i zanurzam ręce, aż po łokcie. Nacieram twarz, piersi i brzuch twoją krwią. Otulam się ciepłem twojego ciała. Wchłaniam siłę twojej osoby.
Chwytam za krawędź rany i wbijam nóż tuż pod skórą. Przeciągam ostrze ostrożnie, ale stanowczo, i oddzielam ciało od powłoki. Wycinam spore płaty twojej skóry i przykładam je sobie do ciała. Chcę zatopić się w tobie, chcę byś otaczał mnie z każdej strony. Chcę być z tobą jednością. Te uczucia są tak przejmujące i silne, że nie potrafię myśleć o niczym innym. Nic się nie liczy, tylko ty. Nóż wypada mi z drżących rąk ale nie przerywam. Z niecierpliwością rozrywam skórę, żyły, mięśnie, narządy. Mokre od krwi włosy przylepiają mi się do twarzy.
Oblepiona kawałkami twojej skóry staczam się z resztek twojego ciała. Ślizgając się we krwi dopadam do stołu, gdzie czeka przygotowany wcześniej słój. Wypełniony alkoholem doskonale zakonserwuje twój ulubiony narząd. Twoją dumę, małego przyjaciela.
Odnajduję porzucony nóż i stanowczo wbijam go w twoje krocze. Wycinam twój skarb i wpycham go do słoja. Patrzę na genitalia z miłością równą twojej. Spoglądam na twoją okaleczoną twarz. Dotykam twoich włosów. Wplatam w nie palce i zaciskam mocno. Ściągam ci skalp. Zawsze uwielbiałam cię czesać.
Już w ogóle nie przypominasz osoby, którą byłeś kiedyś. Nie jesteś już silnym i pewnym siebie mężczyzną. Taki rozsypany i bezbronny wzruszasz mnie do głębi.
Wyłamuję ci żebra. Kaleczę dłonie o kawałki kości. Rozgarniam tkanki, żyły, krew chlupocze wesoło. Dobieram się do twego serca. Zdecydowanym szarpnięciem wyrywam ten cudowny mięsień. Krew leje się we wszystkie strony. Tulę twe serce w dłoniach, przytulam je do twarzy, wbijam w nie zęby. Żylaste mięso grzęźnie mi w ustach. Nie mogę go przełknąć, ale przypominam sobie twoją radosną twarz. Zjadam je do końca.
Już nikt mi cię nie odbierze.
Zawsze będziemy razem.
Nic nas nie rozdzieli.
Kocham cię.