wtorek, 26 marca 2013

Kochać niebo


Leżę.
Patrzę w niebo. Kocham je. Znam je.
Codziennie rano budzę się i spoglądam w ten czysty błękit. Dostrzegam w nim całą niewinność, ale i siłę tego świata. Czuję się bezpieczna i ufna. Cieszę oczy nieba widokiem i mimo że nie mogę objąć ogromu jego piękna, raduję się każdym skrawkiem. Wpatruję się i dostrzegam głębię, coś czego na pierwszy rzut oka nie widać. Gwiazdy, gwiazdy ukryte za czystym błękitem, będące zaletami duszy. Niezliczone. Piękne. Ujmujące.
Chociaż spoglądam ku niemu codziennie, nie nudzi mnie jego widok. Wręcz przeciwnie, odkrywam go cały czas na nowo. Słońce jego gorącym sercem, a księżyc zmysłowym pragnieniem.
Lubię patrzeć jak uśmiecha się w towarzystwie puszystych, białych chmurek, czy gniewa się na burzowe zasłony. Nawet jego łzy są moją radością, ponieważ świadczą o jego wrażliwości.
Kocham niebo.
Jest dla mnie jak ojciec, przy którym czuję się bezpieczna. I jak kochanek, który tuli mnie do swojej piersi. Jak starszy brat, niedościgniony i nieosiągalny. Towarzyszy mi zawsze i wszędzie. Obserwuje mnie i cieszy się z tego, że jestem.
Patrząc na niego, jestem szczęśliwa.
Niebo mnie kocha. Czuję to.

poniedziałek, 18 marca 2013

Kraina pasji

Dusisz się.
Powietrze jest gęste i wilgotne. Kolejne wdechy nie przynoszą ulgi. Pot zmieszany z kurzem oblepia twoje ciało. Jesteś brudny, cuchniesz. Każdy dotyk wprawia cię w obrzydzenie. Czujesz się więźniem we własnym ciele. Robactwo obłazi cię, doprowadzając do szaleństwa. Czarne, olbrzymie mrówki pokrywają twój umysł zasnuwając nawet najprzyjemniejsze wspomnienia.
Nie możesz się powstrzymać. Sytuacja cię przerasta. Zaczynasz płakać. Najpierw spokojnie, starasz się opanować, ukryć swoją słabość. Potem puszczają wszelkie hamulce. Szlochasz, dławisz się łzami, chcesz krzyczeć. Mokre strumienie ryją głębokie koryta na twojej brudnej twarzy. Powoli doznajesz oczyszczenia. Rozmazujesz słone krople, brud skapuje z twojej brody. Oddychasz już łagodniej. Odszukujesz w sobie ostatnie pokłady siły.
Chcesz biec. Przed siebie, nieważne dokąd, byle tylko jak najdalej. Uciec od tego stanu. Zostawić to robactwo w ciemnym pokoju i mocno zatrzasnąć drzwi.
Biegniesz. Wiatr osusza twoją twarz, wysiłek odpędza myśli. Gubisz buty. Nie zatrzymujesz się. Nie wydają ci się ważne. Cieszysz się, że jesteś bliżej ziemi, że pozbyłeś się okowów. Już nic nie łączy cię z tamtą chwilą.
Unosisz się do innej krainy,
Wchodzisz do swojego zamku.
Wnikasz w swój świat.
I jesteś kim chcesz.
Odcinasz się od wszystkiego. Nie interesuje cię, co dzieje się dookoła. Masz swoje sacrum. Coś co sprawia cie niebywałą przyjemność i odstresowuje cię. Coś co skraca twój płacz lub przedłuża śmiech.
I odpędza szaleństwo.
Dotyk, zapach, widok, smak, dźwięk, wyobraźnia.
I radość.
Radość, że możesz wykorzystać choćby niektóre zmysły do rozwijania swojej pasji. Do tej części ciebie, która jest kompletnie zwariowana i ucieka przed normalnością. Jest dla ciebie sensem. Nie tylko pasja jest stworzona dla ciebie, ale też ty jesteś stworzony dla pasji.
Odchodzisz na płaszczyznę inną niż wszystkie. Twoją. Jedyną. Oryginalną. To twoje królestwo. To ty ustanawiasz prawa. To twoje uprawy i plony.
Szczęście.
Wędrujesz po swojej krainie, odkrywając nowości. A wszystko, cały roztaczający się przed tobą widok, skąpany jest w słonecznym blasku. Wszystko promienieje soczystymi barwami. Nic nie kryje się w cieniu. Wszystko odgina się lubieżnie w stronę słońca. Nie ma upału. Nie ma duszności. Nie ma potu. Każdy miecz Apolla jest świetlisty i energetyczny, ale nie daje ciepła.
Nie czujesz ani zimna, ani ciepła.
Jesteś szczęśliwy, bo masz coś co cię pochłania. Coś w czym się zagłębiasz. Coś co cię ratuje od szarej rzeczywistości.
Brakuje tylko kogoś.

czwartek, 14 marca 2013

Burzyście

Jesteś. Tak po prostu.
Nie prosiłeś się. Nikomu nie płaciłeś za to co się stało. Nawet jeśli jesteś kolejnym wcieleniem jakiegoś mędrca, to skąd pewność, że on w ogóle chciał się odrodzić. Nie wiesz, od samego urodzenia nie wiesz po co i dlaczego. Nikt cię nie pytał o zdanie.
Po prostu jesteś.
I chcesz być. Chcesz chłonąć świat całym sobą. Chcesz wiedzieć, uczyć się. Jesteś skazany na porażkę. Nigdy nie dowiesz się wszystkiego. Gdy zrozumiesz działanie błyskawic czy będziesz się chciał uczyć o życiu mrówki? A niewiadome? Pragniesz znaleźć odpowiedzi, ale nie zdążysz. Życie jest za krótkie. Serce ci pęka.
I zrasta się, bo chcesz walczyć. Twoje pragnienie wiedzy jest silne i mocne.
Wsłuchujesz się w szum deszczu.
Wdychasz zapach mokrej trawy.
Wpatrujesz się w granatowe niebo.
Wszystko przestaje się liczyć. Czujesz się częścią tego wszystkiego, kolejną niewiadomą, której należy się przyjrzeć. Bo czyż nie właściwe jest zdobywanie wiedzy zaczęte od poznania prawdy o sobie?
Błyskawica przeszywa niebo, raniąc twoje szeroko otwarte oczy. Rozlega się ogłuszający grzmot. Otrząsasz się. Znów czujesz się mały i przyduszony przez ogrom świata.
Jak poznać siebie, gdy w głowie większy chaos niż podczas burzy?
Chcesz być dobrą postacią, ale nie wiesz co to znaczy. Chcesz pomagać, ale nie wiesz czy ludzie na to zasługują. Chcesz zwalczać zło, ale nie możesz znaleźć własnego serca.
Błysk.
Grzmot.
Szaleństwo.
Nieprzerwany strumień wody, niczym twoje myśli, płynie i nie zatrzyma się. Jest posępnie i mrocznie. Świat wydaje się kończyć. Wirujesz pośrodku chaosu i wyłączasz myślenie. Teraz czujesz się wolny. Twoje ciało tańczy, duch unosi się na wietrze. Jesteś pogodzony ze światem. Co będzie to będzie i na pewno dasz sobie z tym radę. Jeśli odnajdziesz sens - to cudownie, jeśli nie - trudno. Nikt cie nie będzie winił.
Zawsze jest nadzieja.
Błyskawice bywają różowe.

piątek, 8 marca 2013

Nothing really matters, anyone can see


Budzisz się.
Powoli rozchylasz powieki. Hałas jaki wydaje światło oszałamia cię. Nie wolno ci wrócić do łóżka i spać dalej.
Odradzasz się.
Dostrzegasz jakąś iskierkę, nazywasz to nadzieją. Wstrząsasz się. Co popycha cię do życia? Przecież w tym błogim bezruchu, w tej pustce, która cię ogarnęła było ci tak dobrze. Czemu znów chcesz wstać i iść naprzód? Skąd ta siła by pokonać odrętwienie i znów zapełnić otchłań powstałą podczas umierania?
Wiara?
Sam nie wiesz w co wierzysz.
Nadzieja?
Jaka nadzieja?! Z całą pewnością mogę cię zapewnić, że znów ktoś cię śmiertelnie pokaleczy.
Miłość?
Właśnie odeszła. Wróci, to pewne, ale czy znów nie okaże się tylko złudzeniem?
Więc co?
Tak, jestem przyczyną. To prawdopodobne. Przywracam cię do życia, bo bez ciebie nie mogę funkcjonować. Prawda. Nie możesz mi się oprzeć, bo moje spojrzenie na świat jest racjonalne i logiczne. W mojej rzeczywistości nie ma skomplikowanych emocji. Tylko czy jestem przez to szczęśliwszy?
Oddychasz.
Twoje wdechy są coraz głębsze jakbyś chciał wynagrodzić ciału czasowy brak życia. Coraz głębiej, mocniej, szybciej. Już nie myślisz o niczym. Utonąłeś w chęci życia. Świat powoli ale intensywnie nabiera kolorów. Masz ochotę na żółty i pomarańczowy. Łączysz czerwień z czernią. Wydaje ci się to właściwe. Postanawiasz, że już nigdy więcej nie dasz się tak potraktować. Nie zaufasz już tak łatwo, bo już nie jesteś taki jak wcześniej.
Łudzisz się.
Znowu ktoś wbije w ciebie nóż. Brutalnie zgwałci i boleśnie połamie. Nie, nie chce zabierać ci świeżo odzyskanej radości. Chcę dla ciebie jak najlepiej. Chcę cię przestrzec, tyle. Najgorsze jest to, że wiesz, że mam rację. I nic nie możesz na to poradzić. Taki jesteś i się nie zmienisz. Ludzie to potwory nienawidzące same siebie. Jesteś wśród nich przez pomyłkę.
Nie.
Jesteś by dać im złudzenie. Ktoś ulitował się nad tymi stworzeniami i dał im ciebie, by myśleli, że nie są tacy źli. Że są zdolni do dobrych czynów.
Śmiejesz się z moich słów. Ty czujesz to inaczej. Rób jak uważasz.
Wstajesz, mówisz światu "dzień dobry" i ruszasz przed siebie.

czwartek, 7 marca 2013

Anyway the wind blows.


Zrozumiałeś.
Leżysz teraz otulony słońcem i czujesz na sobie dotyk wiatru.
Uspokoiłeś się.
To imię powraca i nadal budzi w tobie emocje ale to już nie ten chaos co wcześniej. Teraz wszystko się porządkuje. Wrzucasz to co złe do śmietnika. To co dobre zachowujesz, ale chowasz głęboko.
Zanurzasz bose stopy w strumyku i doznajesz orzeźwienia. Spokój i harmonia.
Lecz twoje poczucie wartości zostało pogwałcone i to nie daje ci spokoju. Wmawiałeś sobie, że jesteś wyjątkowy, że zasługujesz na coś specjalnego, bo jesteś taki oryginalny. Ktoś okazał się lepszy. Ważniejszy. Każdy jest indywidualistą. Ludzie to nie bezkształtna masa ale zbiór jednostek obdarzonych tobie podobnymi. Każdy z nich ma w piersi serce, które czuje. Są emocje, które w większości wywołują podobne reakcje ale wciąż każdy z was czuje inaczej. I nigdy się nie dowiesz jak mocno wstrząsa nimi płacz dziecka i jak marnie cieszy ich widok szczęścia innych.
Ze mną jest tak samo. Tylko, że myśli czy rozważania to konkrety, coś co można ująć słowami i dojść do porozumienia. Mogę się dzielić swoimi pomysłami i oczekiwać albo aprobaty albo dotkliwej krytyki. Emocji nie można skomentować.
Cicho potakujesz.
Zastanawiasz się jak człowiek poradziłby sobie bez ciebie. Co by było gdyby każdy z nich miał tylko rozum? Były czasy kiedy kierowali się radami moich przodków. Serca musiały wkroczyć, bo inaczej by się pozabijali, wiem. Jesteś ważny i potrzebny, bo tylko dzięki tobie te istoty potrafią żyć obok siebie. I dzięki tobie rozchodzą się w pokoju.
Nadal potakujesz.
Jesteś daleko w krainie ciszy. Odzyskujesz spokój. Uśmiechasz się.

piątek, 1 marca 2013

I've got the power

Rośniesz. Rozwijasz się. Radośnie.
Głęboko oddychasz, ciesząc się każdym wdechem. Rześkie powietrze napełnia twoje ciało.
Rozkładasz ręce, ciesząc się promieniami słońca. Zatapiasz stopy w soczystej trawie.
Chcesz żyć. Dla świata. Dla ludzi. Dla siebie.
Czujesz jak przeciwności cię wzmacniają, jak twoje mięśnie krzyczą z wysiłku i wiesz, że jest ci to potrzebne. Niezbędne. Bo walka leży u podstaw istnienia. Jesteś silny. Słabszy od jutrzejszego, silniejszy od wczorajszego.
Narodziny, rozwój, zmiana. Nabierasz prędkości, zderzasz się z kolejnym dniem i możesz ratować się skokiem albo bezczynnie czekać na koniec. Masz wybór. Zawsze.
Tylko śmierć jest nieuchronna.
Bo kiedy spadasz, już nic nie możesz zrobić. Już nic nie możesz zmienić. Już nikt nie może ci pomóc. Spada się w dół. I w górę. I w boki. Nie znajdziesz bezpiecznego gruntu, a upadek jest ostateczny.
Nie myślisz o tym.
Nabierasz w płuca kolejny haust powietrza. Napinasz kolejno mięśnie, jesteś dumny ze świadomości własnego ciała. Otwierasz oczy. Widzisz piękno. Słyszysz piękno. Dotykasz piękna. Cieszysz się, że było ci dane to poczuć. Dziękujesz? Być może.
Pulsujesz razem z całym światem. Twoje życie jest częścią jedności. Bez ciebie to już nie byłoby to. Płyniesz w wielkim nurcie życia. Przyspieszając. Zwalniając. Zderzając się z innymi istotami. Szczęśliwie lub nie. Wspomnisz je przy wodospadzie.
Nie myślisz o tym.
Przymykasz oczy. Oddychasz spokojnie, cicho, głęboko. Zaciskasz dłonie. Paznokcie delikatnie wbijają ci się w ciało. Odczuwasz to i dopiero teraz czujesz, że istniejesz. Ból jest taki realny. I potrzebny. Żyjesz i zdajesz sobie z tego sprawę. Chcesz zmierzyć się z kolejnym dniem.
Zaczynasz biec. Twoją metą jest horyzont, miejsce spotkania Słońca i Ziemi. Spotkamy się na krańcu świata.