poniedziałek, 21 listopada 2016

Odrodzenie

Ciche pustkowie. Niezmącony spokój. Wysokie trawy łagodnie gną się pod naporem słabego wiatru. Wyżyny, wzniesienia, niebywała przestrzeń.

Pochmurny dzień. Wilgoć wyczuwalna w powietrzu. Ponura pogoda i surowość terenu dają melancholiczny nastrój, pełen głębokiego zamyślenia.

Kroki. Mocne uderzenia o miękką ziemię. Głośny, urywany oddech. Panika. Popłoch. Na spokojnym pustkowiu pojawia się biegnąca dziewczyna. Ubrana jest w cienką, białą sukienkę, która plącze jej się między kolanami utrudniając bieg. Dziewczyna potyka się, staje i rozpaczliwie biegnie przed siebie.

Ogląda się za siebie, ale oprócz niej nikogo więcej nie ma na wzgórzach. Mimo to nie zwalnia tylko dalej ucieka. W jej ruchach widać strach i walkę o własne życie.

Upada. Próbuje wstać, lecz śliska się w błocie. Sukienka nasiąka wodą i staje się ciężka. Dziewczyna nie ma sił, by biec dalej. Dramatycznie walczy o oddech. Ból mięśni, zimno, ogromny wysiłek sprowadzają mgłę przed jej oczy. Traci przytomność.

Budzi ją grzmot. Ciemne, ciężkie chmury ocierają się o siebie gniewnie trzeszcząc. Dziewczyna odzyskuje świadomość i staje na nogi. Ale nie jest już sama.

Znajduje się w centrum kręgu, złożonego z wysokich ciemnych postaci. Nie może dostrzec ich twarzy, nie może określić płci. Postacie ubrane są w grube kożuchy przyozdobione piórami, kostkami, wstążkami. Ich twarze ukryte są w głębokich kapturach. Każda z postaci trzyma w rękach własny bęben.

Dziewczyna jest kompletnie zdezorientowana i wpada w panikę. Zrywa się do biegu i próbuje sforsować mur istot, które zupełnie nie reagują na jej desperackie starania. Dziewczyna nie jest w stanie się przedrzeć. Odbija się tylko od tajemniczych postaci. Znów upada i bezsilna zaczyna płakać.

Kolejny burzowy grzmot. Spadają pierwsze krople deszczu. A krąg zaczyna rozbrzmiewać jednym, mocnym głosem.
HAGAL HAGAL
Postacie zaczynają rytmicznie uderzać w bębny. Krąg faluje i zacieśnia się wokół roztrzęsionej dziewczyny. Jednostajny rytm bębnów uspokaja ją jednak. Dźwięk drobnych kostek ozdabiających ubrania postaci szumi jej w głowie zakłócając wszelkie myśli. Pojawia się dźwięk skrzypiec, który prowadzi jej ducha daleko poza ciało. Bezwładna dziewczyna przewraca się na plecy. Deszcz obmywa jej twarz.

Z następnym błyskiem pioruna w kręgu pojawia się kolejna istota. Wyraźnie czuć, że jest potężniejsza od kogokolwiek z towarzystwa. Rozlega się szept w obcym języku, brzmiący jak inkantacja zaklęcia. Nowa postać ubrana jest w poszarpany, brudny kożuch, ozdobiony maleńkimi kosteczkami gryzoni, piórami drapieżnych ptaków i kawałkami różnych skór. U jej pasa kołyszą się szklane fiolki pełne dziwnych substancji. Na głowę zarzucony ma cienki kaptur, do którego przymocowana jest czaszka niedźwiedzia.

Tajemnicza istota zbliża się do nieprzytomnej dziewczyny. Postać stawia kroki bardzo ostrożnie, skrada się powoli i czujnie. Spod ubrania wyciąga małą piszczałkę, na której zaczyna grać przeszywającą muzykę. Pochyla się nad dziewczyną i opuszkami brudnych palców dotyka jej bladej, mokrej twarzy. Podrywa się gwałtownie i zawodzi rozdzierająco, unosząc głowę do nieba. Zaczyna tańczyć, dostosowując kroki do rytmu bębnów. Wiruje w kłębach ubrania, grając na piszczałce.

Z ust dziewczyny zaczyna wyciekać czarna, oleista maź. Ścieka jej z warg w stronę uszu. Spływa między włosy, by ostatecznie zmieszać się z ziemią.
Bębny przyspieszają.
Szaman wiruje opętańczo, zawodząc w stronę wzburzonego nieba.
Ciało dziewczyny drga konwulsyjnie. Czarny śluz pieni się w jej ustach. Oczy się otwierają, ale widać jedynie białka.
Źrenice szukają duszy.

Dziewczyna krztusi się, szlam pryska z jej ust.
Błyskawice rozcinają niebo.
Szaman upada na kolana i uderza pięściami w błoto.
Tętno bębnów zamiera.
Zalega głucha cisza.

Głęboki wdech. Świst powietrza wsysanego w płuca. Dramatyczna walka o przetrwanie. Rozpaczliwa tęsknota za życiem.
Dziewczyna budzi się gwałtownie. Podnosi się dynamicznie z ziemi i rozgląda dookoła.
Jest zupełnie sama.

Po zakapturzonych postaciach nie ma śladu.
Niebo się rozjaśnia. Trawa na wzgórzu delikatnie ugina się pod naporem chłodnego wiatru. Przestrzeń uspokaja.
Dziewczyna bierze kolejny głęboki oddech. Czuje się nierealnie, nie na miejscu, a jednocześnie odczuwa głęboką ulgę. Jakby ktoś zabrał od niej ogromny ciężar.
Jest przemoknięta i zmarznięta. Jej biała sukienka oblepiona jest ziemią i lepką, czarną substancją. Dziewczyna próbuje objąć się ramionami, by zatrzymać w sobie trochę ciepła. Dopiero wtedy zauważa, że zaciska w ręce jakiś przedmiot. Otwiera dłoń i widzi mały gładki kamień. Na jego płaskiej powierzchni widnieje pojedyncza runa.
HAGAL

sobota, 5 listopada 2016

Autorefleksja

Zaczynając od symbiozy nauczyłam się działać zgodnie z oczekiwaniami.
Oczekiwania odkryły moje predyspozycje i wytyczyły mi drogę.
Radość innych z moich działań upewniała mnie w ich sensowności.
Wymagania innych wywołały moje odrętwienie.
Samowolnie odizolowałam się.
Niechęć innych nie robiła na mnie wrażenia.
Zobojętniałam.
Apatię zwalczyłam agresją.
Końcowo skierowałam ją na samą siebie.
Zobaczyłam miłość.
Znalazłam wartość.
Wróciłam do symbiozy.
Zachowałam izolację.
Jestem zadowolona ze swojego braku przynależności.
Jestem spokojna w swej samotności.
Jestem dumna ze swojej stabilności.
Szczęście znajduję, gdy jest mi potrzebne.
Jestem zmęczona ciągłym poszukiwaniem sensu.
Jestem przytłoczona ludzką energią.
Jestem przerażona rozpadem mojego ducha.
Krzyczę z bólu zgromadzonego w komórkach.
Cały czas idę do przodu.
Przeklinam świadomość.
Przestaję pragnąć śmierci.
Znalazłam w sobie ciekawość.
Dostrzegłam cel.
Przestałam uciekać z tego świata.
A mimo to odpływam dalej niż kiedykolwiek.
Szukam nieodgadnionej niemożliwości.
Nurzam się w zachowaniach nieludzkich i nie potrafię ocenić człowieka.
Nie tęsknię za przeszłością.
Zastanawiam się czym jest bliskość między ludźmi.
Nadal nie umiem zdefiniować siebie.