Obserwacja. Zastanawiam się.
Uśmiech. Zwykle odwzajemniam.
Pochlebstwa. Kokieteryjnie chichoczę.
Podarunki. Jestem zachłanna.
Spojrzenia. Lubię kusić.
Słowa. Zaskakuję kontrowersją.
Zwierzenia. Umiem słuchać.
Smutki. Bywam przyjaciółką.
Wdzięczność. Silnie uzależniam.
Dotyk. Napinam mięśnie.
Prośba. Zgadzam się.
Alkohol. Przestaję myśleć.
Rozmowa. Udaję zainteresowanie.
Szczerość. Kłamię niekontrolowanie.
Zauroczenie. Niezręcznie mi.
Komplementy. Nie przyjmuję.
Dezorientacja. Chcę tańczyć.
Wirowanie. Jestem sobą.
Zachwyt. Szukam siły.
Pożądanie. Potrzebuję zdecydowania.
Namiętność. Poddaję się.
Orgazm. Znudzona odchodzę.
Zdumienie. Nie wyjaśniam.
Zagubienie. Jestem zmęczona.
Żądania. Tracę cierpliwość.
Słowa. Płacząc krzyczę.
Obietnice. Śmieję się.
Prośby. Odczuwam złość.
Uległość. Zaczynam gardzić.
Dotykanie. Mdli mnie.
Pocałunki. Wzdrygam się.
Rozpacz. Stanowczo odchodzę.
Wołania. Szybko znikam.
niedziela, 22 listopada 2015
środa, 11 listopada 2015
Bestie
Bestia ma postać czarnego dzikiego
kota.
Jest piękna, drapieżna, kusząca i
niebezpieczna.
Zamknięta jest w klatce ze złotych
prętów.
Jej sierść połyskuje granatem,
długie pazury drapią ziemię, piękny pysk z hipnotyzującymi
oczami szuka kolejnej ofiary.
Było ich mnóstwo.
Mdłych, łatwych, głupich.
Żadna się nie broniła.
Żadna jej nie smakowała.
Żadna nie wzbudziła w niej nic poza
gniewem.
Szukała emocji.
Polowała na granicach godności.
Dopasowywała do siebie moralność.
Pożerała ciała, by bezlitośnie
zabawiać się z duszami.
Ciągle niezaspokojona.
Ocknęła się w ludzkim truchle.
Zniszczonym, zbezczeszczonym, zepsutym.
Nie chciała tego.
Stworzyła klatkę i przywołała
strażnika.
Zamknęła swoje instynkty.
Spętała swoją wolę.
Dla dobra innych.
Bestia ma postać wielkiego, szarego
wilka.
Jego siła i niezależność robią
ogromne wrażenie.
Inni podświadomie utrzymują dystans.
Zdobywca.
Samotnik.
Owładnięty potrzebą miłości.
Poraniony.
Zamknięty w sobie.
Za murem żalu i smutku.
Pewnie kroczy przez świat nie bojąc
się niczego.
Nie poluje.
Zwierzyna sama do niego przychodzi.
Najlepsze z nich, zostaną przez niego
pożarte.
I są mu za to wdzięczne.
Stworzył stado, które zawiodło.
Miłość odpłaciła się nienawiścią.
Upadł i powstał tylko dzięki sobie.
Dużo oczekuje, więcej wymaga.
Od świata, ludzi, siebie.
Pragnie do bólu.
Nie dopuści do serca.
Znalazł ją przypadkiem.
Ona chaotycznie nerwowa, on oazą
spokoju.
Obydwoje zamknięci.
Czarny kot z szarym wilkiem.
Gdy ich oczy się spotkały, rozumieli.
Bestia spotkała Bestię.
Rzucili się sobie do karków.
Szarpali, kąsali, gryźli do krwi.
Kawałki futra unosiły się w
powietrzu.
Walka pełna namiętności.
Agresja pożądania.
Gwałtowność emocji.
Ból miłości.
I niemożność zaufania.
Wir uczuć, decyzji, deklaracji.
Ułuda szczęścia.
Wyczerpani walką, upadli splątani.
Poczuli bezpieczeństwo.
Ciepło drugiej istoty, która rozumie.
Wygodna akceptacja.
Stagnacja.
Oswojenie.
I nadal brak zaufania dzikiego
zwierzęcia.
Ona zwątpiła.
On uciekł.
Na zawsze.
Czarny kot powrócił do swojej złotej
klatki.
Strażnik opatrzył jej rany.
Bólu nie zdołał ukoić.
Tęsknota odebrała jej chęć życia.
Dalsze polowania straciły sens.
Pokonana ofiara.
I tylko w czasie pełni słyszy odległe
wycie wilka.
Tęsknota
Za miejscem. Północ, południe,
wschód, zachód. Góry, pola, doliny, morza, jeziora, rzeki. Lasy,
pustkowia, bezbrzeża, zabudowania. Miasta i wsie. Wrocław, San
Francisco, Paryż. Za tym miejscem w tym czasie z tymi ludźmi.
Za zwierzęciem. Kot, pies, szczur,
koń, ptak. Żywy, martwy. Ciepłe futerko, gadzia skóra, śliskość
łusek, gładkość piór. Spacer, karmienie, zabawa, opieka.
Bezwarunkowa miłość. Za tym oddaniem i wsparciem w każdej chwili.
Za osobą. Mężczyzna, kobieta,
dziecko. Ojciec, matka, rodzeństwo, rodzina. Ukochany, ukochana,
przyjaciel, przyjaciółka. Dotyk, zapach, brzmienie głosu, uśmiech
na twarzy. Chwile, w których płakałeś w ich ramionach. Momenty, w
których czułeś się potrzebny, chciany, kochany, bezpieczny. Jakby
cała reszta świata nie miała znaczenia. Poczucie, że czas z tą
osobą nie jest czasem zmarnowanym. Ma sens. Znaczenie. Za tym
ciepłem w sercu dającym siłę, by brnąć dalej w zimnie i
ciemności.
Za czymś nieokreślonym. Poczucie,
marzenie, wrażenie. Ulotność, nienamacalność, krucha
delikatność. Siła, niezależność, pewność. Coś co wzbudza
dreszcz wzdłuż pleców. Wyzwolenie, uwolnienie, lekkość bytu.
Brak zmartwień i lęku. Niewinność, czystość, beztroska. Za tą
wolnością na soczystej trawie, wśród rosy i słońca, bez
negatywności.
Za czymś czego się nigdy nie miało.
I nigdy się tego nie dostanie. Czego nie było i nie będzie. Za
czuciem i odczuwaniem wszystkiego i niczego. Muzyka, której nikt nie
zna. Morze, którego nikt nie widział. Głębina, która nie
pochłania. Kosmos, w którym można wirować. Magia, która dodaje
znaczenia. Przestrzeń, którą można poczuć bez ograniczeń. Brak
ciała, jedynie czysty duch krążący po świecie. Czujący wszystko
i wszystkich. Bezkres. Za tym pulsującym życiem niestłumionym
materialnością.
Ta tęsknota spada na ciebie gwałtownie
i pochłania cię bezlitośnie. Wgniata cię w ciemność i pozbawia
siły, woli, chęci. Dusisz się łzami i jesteś z tym zupełnie sam.
Nie ma nikogo, kto zrozumiałby to co czujesz. Ogrom bólu ściska ci
klatkę piersiową. Nie możesz złapać oddechu, ale też wcale nie
chcesz o niego walczyć. Pełzasz w poszukiwaniu nadziei. Czegoś co
ci pomoże, rozświetli, ulży. Nic nie widzisz, czujesz tylko
nieznośny ucisk. Tkwisz w betonowym pokoju, którego ściany
zbliżają się do ciebie i odbierają całą przestrzeń. Bijesz w
nie pięściami, zdzierasz skórę z kostek, ciepła krew spływa po
szorstkiej powierzchni. Ból przywraca cię światu. Szarpiesz się
gwałtowniej w swoim więzieniu. Rozbijasz głowę, łamiesz palce,
sińce pokrywają całe twoje ciało. Wirujesz wśród obrazów,
smaków, zapachów, wspomnień. Zaczynasz spadać, lecisz w powietrzu
płynnie i gładko. Czujesz się lekki, do twoich zmęczonych płuc
dociera powietrze, z twojego gardła stara się wydobyć niewinny
śmiech. Upadek wstrząsa twoim pokaleczonym ciałem, ból powraca i
otrzeźwia cię momentalnie. Otwierasz oczy. Blask księżyca w pełni
otula świat przyjemną poświatą. Jesteś na środku olbrzymiego
pola. Wszystko jest srebrne, tajemnicze, magiczne. Przestrzeń jest
bezkresna, jesteś sam na pustkowiu. Ciszę przerywa jedynie twój
chrapliwy oddech. Przestajesz myśleć, całym sobą chłoniesz ten
bezkres. Nic nie ma znaczenia. Nic tu nie jest ludzkie. Wtulasz się
w twardą ziemię i czujesz się stabilnie. Ta samotność jest
dobra, tu możesz się odrodzić i znaleźć samego siebie. Odpocząć.
Oczyścić się. Zrozumieć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)