czwartek, 24 października 2013

Obraz

Chaos. Nieokiełznany, bezbrzeżny chaos. Miliony zapachów, miliardy obrazów, biliony dźwięków. Skłębiony mętlik oddychający w powolnym rytmie życia.
Beton. Szarość. Chłód. Gładkie mury więżą cię między sobą. Łamiesz paznokcie przy próbie wdrapania się na ścianę. Bezradnymi ciosami starasz się choć trochę naruszyć strukturę. Łzy bezradności skapują na poranione dłonie. Kręcisz się od ściany do ściany, wydeptując ścieżkę wśród pożółkłej trawy.
Jednak z czasem na gładkiej, cementowej powierzchni pojawiają się cieniutkie pęknięcia. Z cichym chrzęstem odpadają kawałki otaczającego cię więzienia. Znienawidzony mur ulega zniszczeniu, a ty z niecierpliwością i dziecięcą ciekawością czekasz na nowy obraz świata.
I staje się. Zalewa cię mętna, dusząca masa wszystkiego. Twarze, dźwięki, smaki, zapachy, dotknięcia, słowa, brud, krzyk, zniszczenie, śmierć. Przedzierasz się przez gęstość tego świata, ledwo łapiąc oddech. Między ścianami miałeś swój kawałek wydeptanej trawy. Tutaj jesteś dokładnie oblepiony życiem innych ludzi. Wyciskają z ciebie resztki powietrza. Napierają na ciebie, by zagrabić jak najwięcej dla siebie. Łakną każdej cząsteczki twojego ciała. Ich żądze przerażają cię. Chcesz uciekać jak najdalej, chcesz biec i czuć wiatr we włosach, chcesz być wolny. Stajesz się brutalny i bezlitosny ale wybijasz się przed innych. Uderzasz, gryziesz, walczysz o możliwość oddechu.
Gdy zauważasz, że za tobą podąża rozpalony tłum, jest już za późno. Dookoła tylko ciała, krew oraz bzyczące owady. I wiecznie głodny tłum skandujący "więcej, więcej!". Stajesz i przyglądasz się obrazowi, który namalowałeś. Rozrzucone członki, wylewające się wnętrzności, pulsująca krew wypływająca z rozerwanych żył. Fekalia, rozbite oczy, mózgi wsiąkające w ziemię.
"Więcej, więcej!"
Spoglądasz na rozszalały tłum u swoich stóp. To twoje pragnienie lepszego życia doprowadziło ich tutaj. Twoja wizja swobody i wolności wyzwoliła w nich zwierzęta. Wgryzają się w swoje ciała bez rozróżnienia, kto jest wrogiem. Ty też nie rozróżniasz kto poszedł za tobą, a kto tylko stał ci na drodze.
Jednolita masa gniewnych ciał. Jedno marzenie o lepszym życiu.
Wielość ludzkich umysłów. Różnorodność patrzenia na świat. Mnogość serc pragnących miłości.
Teraz wszystko to zmieszane w jeden obrzydliwy obraz zniszczenia. Nędzna śmierć i wygłodniałe życie zwarte w żelaznym uścisku. Gniew i żałość uderzające w siebie falami. Pełne wyrzutu krzyki, płaczliwe głosy błagające o litość.
Patrzysz, analizujesz, interpretujesz. Nie wiesz jak do tego doszło. Nigdy tego nie chciałeś. Marzyłeś o życiu bez lepkiego tłumu dookoła, a stałeś się wodzem i bohaterem bezmózgiego stwora.
Bez słowa odchodzisz w dal. Pozostawiasz walczący wir za sobą. Znajdujesz miejsce ciche, spokojne z zieloną, soczystą trawą. Oddychasz pełną piersią.
Nie czujesz wyrzutów sumienia.
Każdy w końcu umrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz