Niewzruszona.
Nieporuszona.
Nieczuła.
Kobieta bez smaku, zapachu, wyglądu.
Niewarta zapamiętania.
Beznamiętna.
Skuta lodem.
Roztacza dookoła siebie nieprzyjemny chłód.
Znieczulona na świat.
Obojętna na ludzi.
Niezdolna do kontaktów.
O zimnym, przeszywającym spojrzeniu.
Nie pragnęła emocji.
Nie chciała uczuć.
Nie mogła rozbudzić w sobie pasji.
Była szczęśliwa w twardym lodowym kokonie.
Słowa nie sprawiały jej bólu.
Czyny nie mogły jej zranić.
Miłość nie dawała jej niczego.
Dążyła do nieistotnych celów z uporem gleczeru.
Zaskoczył ją.
Zupełnie się tego nie spodziewała.
Oniemiała.
Jego wygląd nie miał dla niej najmniejszego znaczenia.
Męski głos.
Głęboki tembr.
Niezapomniana, drażniąca chrypka.
Poruszył w niej wrażliwe struny.
Wzniecił iskrę.
Rozbudził ogień.
Wywołał pożar.
Stała bezradna w kałuży stopionego lodu.
Drżała wychłodzona.
Drgała wystraszona.
Dygotała w panice.
Zalał ją żar długo tłumionych emocji.
Płonęła.
Skóra skwierczała w ogniu.
Płuca dusiły się dymem.
Krzycząc z bólu, poddała się jego melodii.
Odszedł.
Wróciła pustka.
Przywołała lód z powrotem.
Ukryta we własnej głowie, tęskniła za gorącym szaleństwem.